„Bunt przeciwko patriarchalnej kulturze” Jak polskie protesty wykraczają poza prawa aborcyjne

ratujmy-kobiety-

Od 14 maszerują, wściekli się na niemal całkowity zakaz aborcji, który pobudza całe pokolenie do organizowania największych masowych demonstracji, jakie miały miejsce w Polsce od czasu obalenia przez Solidarność komunistycznego reżimu w latach 80.

Aż do czasu, gdy gwałtownie rosnąca liczba osób chorych i zbliżające się zamknięcie narodowe sprawiły, że było to prawie niemożliwe, nawet milion osób nocą przeciwstawiało się rządowemu zakazowi protestów, wychodząc na ulice od Warszawy do Łodzi, od Poznania do Wrocławia, od Gdańska do Krakowa.

Bunt przeciwko patriarchalnej kulturze

Protesty, prowadzone przez oddolny ruch kobiecy OSK (Ogólnopolski Strajk Kobiet), wstrząsnęły rządzącymi konserwatystami i stworzyły nowy polityczny mankament, który, jak twierdzą analitycy, może oznaczać poważniejsze problemy dla partii.

„Myślę, że jest to cały bunt przeciwko kulturze patriarchalnej, przeciwko państwu patriarchalnemu, przeciwko fundamentalistycznemu państwu religijnemu, przeciwko państwu, które naprawdę źle traktuje kobiety”, powiedziała Marta Lempart, 41-letnia prawniczka i jedna z liderek OSK.

Grupa nakreśliła obszary daleko wykraczające poza prawa aborcyjne, w których jej zdaniem konieczna jest pilna zmiana: silniejsze i szersze prawa kobiet i LGBTQ+ w ogóle; rozdział kościoła od państwa; większe wsparcie dla służby zdrowia, małych przedsiębiorstw i edukacji; pełna niezależność sądownictwa.

Rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) „powinna chronić nas, obywateli Polski” – powiedział w tym tygodniu Lampert w mediach. „Odwracają się od nas plecami, rozmawiają tylko z polskim rządem”. Powinni rozmawiać z nami.”

Przeważnie katolicka Polska miała już jedno z najsurowszych europejskich praw aborcyjnych, gdy 22 października Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zakończenie ciąży w przypadkach poważnych anomalii płodowych, które stanowiły wszystkie, z wyjątkiem około 30 spośród 110 aborcji dokonanych legalnie w Polsce w ubiegłym roku, było „niezgodne” z konstytucją.

Orzeczenie 15 pro-PIS-owskich sędziów, z których wielu zostało powołanych bezprawnie, zezwalało na zakończenie ciąży tylko w przypadkach gwałtu, kazirodztwa i gdy zagrożone jest życie matki – jest to niewielka część spraw. Grupy kobiet szacują, że co roku w Polsce dokonuje się dodatkowych 200 tys. aborcji nielegalnie lub za granicą.

Wyrok ten wywołał natychmiastową reakcję. W całym kraju setki tysięcy demonstrantów, głównie kobiet i młodych ludzi, wyszły na ulice z transparentami z napisami: „Chciałabym móc przerwać rządy”, „To jest wojna” i „Kobiece piekło„.

Andrzej Kompa, historyk i badacz uniwersytecki, powiedział podczas kolejnego marszu w stolicy, że protestuje „nie tylko przeciwko temu piekłu dla kobiet, o którym decyduje ten tzw. trybunał konstytucyjny, ale przeciwko temu rządowi, przeciwko zaangażowaniu kościoła w sprawy polityczne, przeciwko prawom mniejszości”. Po prostu dla wolności.”

Poparcie dla PiS gwałtownie spada

Poparcie dla PiS, która została ponownie wybrana w ubiegłym roku, a jej założyciel, 71-letni Jarosław Kaczyński, spadł o prawie 10 punktów do 30,9% w ciągu miesiąca, według jednego z sondaży. Inny pokazał, że 70% Polaków chciałoby, aby Kaczyński – powszechnie postrzegany jako prawdziwy makler władzy w kraju – ustąpił ze stanowiska lidera PiS.

Przełamując utrzymujące się od dawna tabu, protesty rzuciły również wyzwanie Kościołowi katolickiemu i jego wpływowi na polską politykę, edukację i kulturę, przy czym niektórzy demonstranci zakłócali nabożeństwa i niszczyli kościoły. Poparcie dla kościoła spadło od marca o osiem punktów procentowych do 49%, jak wynika z jednego z sondaży.

W zeszłym tygodniu Kaczyński wezwał wiernych do obrony kościoła katolickiego „za wszelką cenę”. Powiedział również, że protesty „miały na celu zniszczenie Polski” i wezwał swoich zwolenników do walki o „Polskę i patriotyzm”, aby zapobiec „kresowi… narodu polskiego, jaki znamy”.

Protesty nie mogły przyjść w gorszym momencie dla PiS. W miarę jak infekcje Covida-19 i śmiertelność biją nowe rekordy, rząd – który ostrzegał w tym tygodniu o nowym zamknięciu narodowym w ciągu 10 dni, o ile sytuacja nie ulegnie poprawie – staje pod coraz cięższym ostrzałem za opanowanie pandemii.

Wygląda na to, że ma teraz kilka łatwych dróg wyjścia. Wielu Polaków postrzega orzeczenie sądu jako taktykę Kaczyńskiego, która ma na celu zwiększenie poparcia dla tradycjonalistycznej prawicy, omijając przy tym parlament, w którym rządząca koalicja ma tylko niewielką większość. Wywołało to eksplozję powszechnej wściekłości, jakiej nie widział żaden PiS.

Protestujący z transparentem z napisem: „To jest wojna”.


Protestujący z transparentem z napisem: „To jest wojna”. Fotografia: Kasia Strek


„Na pewno czuje się inaczej” – powiedział Adam Mrozowicki, socjolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. „Musimy ją dobrze przestudiować, ale wydaje się, że sedno tego tkwi w młodych ludziach. Nigdy nie widziałem takiego poziomu zaangażowania wśród moich studentów – na moim wydziale może 70-80% studentów wzięło udział w jakimś proteście”.

Skala i charakter tych protestów był nowy, powiedział Mrozowicki: „Prowadzą je młode kobiety. To jest zdecentralizowane, lokalne, oddolne. I osobiście, od 20 lat, nigdy nie widziałem czegoś takiego jak te liczby. Mieć 65.000 ludzi na ulicach Wrocławia…”

Ben Stanley, politolog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, powiedział, że protesty były „jakościowo różne”. Poprzednie demonstracje anty-PIS-owskie na temat rządów prawa przyciągały głównie „Solidarność – protestujących, ludzi w wieku 50 i 60 lat”. To nie był problem, który tak bardzo odbijał się na młodych ludziach”.

Prawa kobiet są „o wiele bardziej namacalne dla 25-latków; naprawdę znaczą coś konkretnego”. To orzeczenie ożywiło o wiele więcej osób, personalizując wojnę kulturową, którą PiS ogłosił: wybraną przez siebie narrację o Polsce, której autentyczna tożsamość i tradycje są zagrożone przez bezkorzenny kosmopolityzm”.

Protesty „wybiły dziurę w przekonaniu, że Kaczyński jest zawsze o trzy kroki do przodu, że PiS zawsze trzyma palec na pulsie tego, co naprawdę czuje Polska”, powiedział Stanley, „w tym samym czasie co Covid wybił dziurę w ich reputacji kompetencji”.

Partia mogłaby uratować sytuację w krótkim czasie, powiedział, ale „procesy przyspieszają, co sprawi, że nacjonalistyczna, klerykalna narracja PiS będzie trudniejsza do utrzymania w dłuższej perspektywie”. Wszystko to może nie doprowadzić do natychmiastowego upadku PiS, ale może znacznie utrudnić sytuację w przyszłości”.

Premier Morawiecki – opinia

Mrozowicki powiedział, że nie jest jasne, jak protesty od razu wpłyną na politykę Polski, ponieważ protestujący nie mają wyraźnych powiązań z polityką parlamentarną, a ich przywódcy mówią, że nie chcą stać się ruchem politycznym. „Ale wydaje się, że coś się zmienia”, powiedział.

"Bunt przeciwko patriarchalnej kulturze" Jak polskie protesty wykraczają poza prawa aborcyjne

Ratujmy Kobiety